Surfing w Salwadorze

Opisuję moje przeżycia na największych falach, na jakie odważyłem się wpłynąć w życiu. Tym razem bez latawca, czysty surfing.

największe fale surfing

Ameryka środkowa, Salvador, La Libertad – po hiszpańsku „wolność”. Stolica salwadorskiego surfingu. Przełom kwietnia i maja. Największe fale w roku.

Siedzę na desce surf. Na horyzoncie pojawia się szerokie wybrzuszenie wody. Zbliża się duży set. Kładę się i wiosłuję pod falę. Mogę ją złapać lub uciec w miejsce, gdzie jeszcze się nie łamią. Czytam falę. Mózg przetwarza tysiące myśli, jak w partii szachów, z tą różnicą, że decyzja musi być błyskawiczna. Odwracam się i wiosłuję w kierunku brzegu. Wyobrażam sobie w którym miejscu złamie się, by zaraz obok tego załamania być już rozpędzonym. Wiosłując obserwuję ją przez ramię. Czuję jak podnosi tył deski surfingowej, patrzę w dół i widzę pędzącą zjeżdżalnię. Wskakuję na deskę, wchodzę w zakręt, by uciec przed spienionym załamaniem. Serce wali. Twarz promienieje radością. Jeszcze jeden zakręt. AAAAH…. Pojechałem ją w swoim stylu. Dla tej chwili warto było wszystko…

Może się zdarzyć, że w ostatecznym momencie zawahasz się. Stracisz równowagę na desce, wyprzedzisz falę lub błędnie określisz miejsce startu. Wtedy spadasz. Wydaje Ci się, że świat odwraca się do góry nogami. Z kalejdoskopowego stanu nieważkości budzi Cię silne uderzenie w żebra. Fala zabiera Cię ze sobą. Jesteś teraz w pralce, lub w maszynce do mielenia mięsa. Fala robi z Twoim ciałem co chce. Zasłaniasz rękoma twarz i głowę by chronić zęby przed uderzeniem kotłującą się w wodzie deską. Po pewnym czasie brakuje Ci powietrza. Im więcej próbujesz walczyć, tym szybciej się kończy. Twoje płuca wykonują spazmatyczne wdechy przez zamknięte usta. Myślisz, że już powinna Cię wypluć. Wtedy czujesz jak leash deski ciągnie Cię za nogę a fala wwirowuje Twoje ciało jeszcze głębiej. Wypluwa Cię 30 metrów dalej. Wokół wysoka piana, przez chwilę próbujesz nią oddychać. Pijesz wodę, krztusisz się i dusisz. W końcu łapiesz oddech. Myślisz: “Mamo, chcę już do domu”. Przed Tobą cały set załamanych, spienionych fal. Za Tobą – skały. Myślisz: “Jestem w czarnej d…”. Wiosłujesz pod falę. Między nimi masz kilka sekund by nabrać wysokości. Kiedy jest już obok, nurkujesz z deską pod falę. Czujesz jak próbuje wyrwać Ci ją z rąk. Jeżeli zanurkujesz za płytko lub za krótko – cofa Cię za stateczniki w stronę brzegu i… mieli kolejny raz. W przyboju każda fala łamie się, nawet ta między setami, a silny prąd znosi surferów. Wiosłujesz więc ile sił. Jeżeli dobrze paddlujesz, zdążysz wypłynąć przed kolejnym dużym setem. Jeżeli wiosłujesz zbyt słabo, możesz przebierać ramionami nawet 20 minut i nurkować z deską dziesiątki razy. Kiedy obejrzysz się, zaskoczy Cię wiadomość, że nie oddaliłeś się od brzegu nawet o metr. Masz dobrą kondycję – próbujesz dalej. Wymiękasz – przy odrobinie szczęścia łaskawy prąd zniesie Cię daleko od skał i na pianie dopłyniesz do brzegu by nabrać sił. Nabrał sił, by wrócić i zmierzyć się raz jeszcze z żywiołem…

surfing na dużych falach
6300 km autobusem i autostopem przez Amerykę Środkową. Deska w ręku i dobrze wykorzystany bagaż: latawiec, trapez, płetwy do bodyboardingu, namiot, laptop, 2 pary boardshortów i kilka t-shirtów.

DOŁĄCZ DO WYDARZENIA NA ŻYWO W TWOIM MIEŚCIE:

Podążaj za sercem – relacja z podróży do Meksyku, Ameryki Środkowej i Brazylii

Podziel sięShare on Facebook0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Pin on Pinterest0Email this to someone

Leave a Reply

Your email address will not be published.